top of page

STANISŁAW ALEKSANDROWICZ QUINTET

Teoria Względności

jazzpress_logo_fullcolor_transparent512.jpg

JAZZ PRESS 
JĘDRZEJ JANICKI 

Czas stanowi problem filozoficzny z gatunku tych najtrudniejszych do sensownego ugryzienia. To również nie lada wyzwanie dla wszystkich muzyków, a zwłaszcza tych, którzy szczególnie upodobali sobie jazz. Z pomocą przyjść mogą jednak osiągnięcia wspomnianej już filozofii oraz… fizyki. Sam (nie)boski Immanuel Kant twierdził, że czas to aprioryczna forma naoczności, bez której nie możemy w ogóle pomyśleć sobie nawet świata (bestia z Królewca do czasu w swoich rozważaniach dorzucała jeszcze przestrzeń). Podobnie, jak się wydaje, jest w muzyce – możemy pomyśleć o muzyce ponadczasowej, ale raczej nie pozaczasowej (przynajmniej ja nie umiem). W fizyce za to do czynienia mamy ze zjawiskiem dylatacji czasu, czyli różnic w pomiarze czasu w dwóch różnych punktach odniesienia. Czy czasami nie mamy wrażenia, że sekcja rytmiczna i instrumenty solowegrają w dwóch różnych układach, które w jakiś magiczny sposób jednak ze sobą współgrają? Do tego typu pytań skłaniać może suita Teoria względności napisana przez perkusistę Stanisława Aleksandrowicza i wykonana przez jego autorski kwintet.
Aleksandrowicz nie jest człowiekiem znikąd, wręcz przeciwnie, to filar poznańskiej sceny jazzowo-improwizowanej. Współtworzy znakomite trio Kwaśny Deszcz, występuje również w septecie Anomalia (taki to już kwaśnodeszczowy schemat postępowania). Obok perkusisty-lidera w jego autorskim kwintecie występują również dwaj saksofoniści – doświadczony Maciej Kocin Kociński i mniej doświadczony Wojciech Braszak), trębacz Patryk Rynkiewicz i kontrabasista Flavio Gullotta. Płyty sygnowane nazwiskami perkusistów co do zasady lubię, bardzo często akcentują one mój ulubiony skrawek materii muzycznej, czyli groove. Nie inaczej jest tym razem, a show na Teorii względności kradnie właśnie sekcja rytmiczna.
Otwierająca płytę Część I trochę mnie zaskoczyła. Aleksandrowicza kojarzę raczej jako poszukującego eksperymentatora, a tutaj otrzymujemy sporą dawkę rasowego bopu, niczym żywcem wyjętego z nagrań wytwórni Blue Note z późnych lat pięćdziesiątych. Utwór, choć niezbyt odkrywczy, dzięki wirtuozerskiej wręcz pracy sekcji wybrzmiewa świeżo, a sam Alfred Lion słysząc go, bujnąłby się w charakterystyczny dla siebie sposób i z równie charakterystycznym akcentem zakrzyknąłby „it schwings!”. Co ciekawe, cała suita nie traci swojego bluenote’owego zacięcia wyraźnie wybrzmiewającego na Części I, jednak kolejne części eksplorują coraz to inne rejony jazzowego uniwersum. Część II, oparta na galopującej partii kontrabasu, wprowadza już nieco więcej melancholii, a Część III, napędzana dźwiękami wydobywanymi z kontrabasu smyczkiem, to chyba delikatny ukłon w stronę jazzu modalnego.
Na poziomie brzmienia Teoria względności to bardzo udane meandrowanie po klasycznych już jazzowych wzorcach. Strukturalnie raz na jakiś czas pojawiają się pewne jakże urocze „odchyły” w stronę jazzowej awangardy (chociażby Część IV) czy hip-hopu – posłuchajcie doskonałego beatu nabijanego przez Aleksandrowicza w Części V. Lider zespołu nie przez przypadek jest liderem! To zdecydowanie najciekawszy punkt składu, jego gra jest bardzo wszechstronna i efektowna, lecz cały czas niesie w sobie pewien typowo jazzowy drive, pozwalający utrzymać w ryzach i śmiało prowadzić każdą tak naprawdę kompozycję.
Teoria względności to płyta, która pod względem brzmienia jest znakomita i tak naprawdę na tym polu muzykom wiele do poprawy nie pozostało. Również sam poziom wykonania (ze szczególnym uwzględnieniem sekcji rytmicznej) jest więcej niż bardzo dobry. Wydaje się, że gdy doda się nieco więcej odwagi kompozytorskiej, do czynienia mieć będziemy z kwintetem wyjątkowej próby. Jak udowadnia Kwaśny Deszcz, ciekawe, nieoczywiste i skomplikowane granie awangardy nie zawsze opierać się musi na tonie (albo i więcej) bezmyślnie wykorzystywanej elektroniki…

Unknown-2.png

ERA JAZZU
DIONIZY PIĄTKOWSKI

W zestawie nagrań, jakie trafiają do mnie są także  albumy młodych artystów oraz ich nowych zespołów. Zazwyczaj muzycy szukają swojego kreatywnego odniesienia i spełniania artystycznych ambicji w jazzie,  starają się – świadomie lub nie – ulegać fascynacjom czerpanym z nagrań, kompozycji oraz talentów  popularnych artystów światowego jazzu. Stąd też oczywisty zalew „Corea-Metheny-Brecker podobnych” kliszy, które często ubrane w autorskie kompozycje maskują młodzieńcze, jazzowe nieporadności. To dobrze, że  młodzi muzycy sięgają  po klasykę jazzu, że kopiują znane tematy i solówki, szukają własnych interpretacji w jazzowych standardach. Ten swoisty „jazz-songbook” jest dla wielu młodych muzyków najlepszą szkołą poznania muzyki, techniki, aranżacji oraz interpretacji. Dlatego z dużym zainteresowaniem przyjąłem nowy album „Teoria Względności”  kwintetu  perkusisty Stanisława Aleksandrowicza, który – nie bacząc na standardy i rygory dzisiejszej mody na jazz – poddał w sesji motywom nowoczesnego, wręcz „amerykańskiego”, improwizowanego brzmienie. Doskonale zatem odnalazł się młody, polski perkusista, który czerpiąc inspiracje z wielu źródeł ( od współczesnej literatury perkusji klasycznej, poprzez brzmienia free jazzu i rozbudowanej improwizacji po współczesne rytmy neo-soulu oraz hip hopu) kreauje ciekawe, nowoczesne i przemyślane brzmienie. Dla takiej koncepcji lidera SAQ doskonale wpasowali się zaproszeni muzycy: elokwentni  saksofoniści Maciej Kociński  i Wojciech Braszak, wartki trębacz Patryk Rynkiewicz, aksamitnie energetyczny kontrabasista Flavio Gullotta. Całość jazzowej faktury spina motoryka i stylistyczna rozległość improwizacyjna Stanisława Aleksandrowicza.

 „Teoria względności” to kolejna, po wydanych wcześniej w różnych zespołach, płyta Stanisława Aleksandrowicza. Zrealizował dotąd trzy autorskie  albumy :”Kwaśny Deszcz” z trio Kwaśny Deszcz,  „Anomalia” z jazz-rockowym septetem oraz „Jerzy Milian – Final Composition”  z sekstetem Macieja Fortuny. Perkusista, kompozytor i producent muzyczny  edukację muzyczną  zaczął w klasie skrzypiec w szkole muzycznej w Koszalinie. W 2010 roku  rozpoczął przygodę z instrumentami perkusyjnymi, by w dekadę póżniej roku ukończyć z wyróżnieniem studia na Wydziale Instrumentalistyki, Jazzu i Muzyki Estradowej w Akademii Muzycznej w Poznaniu. Jest laureatem wielu prestiżowych konkursów ( od  Jazz Juniors  i  Jazz nad Odrą po  DrumFest oraz Hanza Jazz Festival). Stanisław Aleksandrowicz koncertował na wielu międzynarodowych festiwalach prezentując takie formacje, jak Kwaśny Deszcz, Anomalia, Unleashed Cooperation, Stanisław Aleksandrowicz Quartet, Maciej Fortuna Trio, Maciej Fortuna Quartet  oraz najnowszy – Stanisław Aleksandrowicz Quintet. Wśród muzyków, z którymi koncertować warto wymienić takie osobowości, jak Julian Smith, Ari Brown, Felix Robin, Rafał Sarnecki, Jim Black, Ingebrigt Håker Flaten, Gerd Dudek, Mieczysław Szcześniak, Beata Bednarz, Miłosz Bembinow.

„  Zwłaszcza w improwizacji  – wyjaśnia genezę swojej fascynacji Stanisław Aleksandrowicz – artyści mogą traktować czas w różny sposób, w symfonice jest on rozciągany i dopasowywany do konkretnych fraz. W muzyce popowej jest z kolei bardzo wyliczony i precyzyjny. W jazzie i hip-hopie te dwa światy często są łączone”.  Album „Teoria względności” jest zatem zgrabną syntezą tych kreatywnych przemyśleń i doskonałym dokumentem nowoczesnych aspiracji młodych, polskich muzyków i kompozytorów.

Adam_Baruch_fot_Jarek_Rerych_2015.jpg

ADAM BARUCH

This is the debut album as a leader by young Polish Jazz drummer / composer Stanislaw Aleksandrowicz, recorded with his quintet which also includes saxophonists Maciej Kocinski and Wojciech Braszak, trumpeter Patryk Rynkiewicz and Italian bassist Flavio Gullotta. Before releasing this album Aleksandrowicz took part in several recordings featuring musicians from the Poznan Jazz scene, by ensembles like Kwasny Deszcz, Anomalia and Unleashed Cooperation, all of which are excellent achievements on their own. The album presents a six-part suite composed by the leader. 


The music is somewhat resembling the modern Jazz movement that characterized the revolutionary Polish Jazz development in the 1960s, spearheaded by the Godfathers of the movement like Krzysztof Komeda and Tomasz Stanko. The long tracks, based on sketchy melodic themes and dedicated mostly to both individual and group improvisation, almost but not quite Free, driven by strong pulsations by the rhythm section, all these create a déjà vu sensation of some early Polish Jazz albums of the period. Of course this does not mean that Aleksandrowicz is trying to copy that music, but rather refer to it respectfully, with his own personal flavors. 


The pianoless quintet, with three horns at the helm and a highly dynamic rhythm section behind them creates a unique sound on the contemporary Polish Jazz scene, managing splendidly to overcome the lack of a harmonic instrument. Much credit goes to Gullotta, who succeeds to create a perfect background on which the horns can weave their improvisations and allows Aleksandrowicz to ornament the music with his percussive inventions, rather than keep time. 


The music keeps the listener at a constant state of hypnotic attention, moving from one part of the suite to another smoothly and coherently. The concept of the quintet as an ensemble, rather than a collection of individuals, is achieved in full and the result sounds as organic as one might expect from any ensemble performing music together. As it often happens, drummers can be surprisingly interesting composers, way beyond the “bloke with sticks” image, which this album proves beyond any doubt. 


Overall, this is a splendid debut effort, consolidating the position of Aleksandrowicz as one of the young Polish Jazz musicians, who deserve to be watched and followed. So far everything associated with his name proved to be highly deserving, and one can only wish him many further successes.

PalskiJazzBanner4.jpg

POLISH JAZZ BLOGSPOT 
SZYMON STĘPNIK

Czytając niegdyś wywiad z Krzysztofem Lenczowskim, znanym wiolonczelistą jazzowym, gdzie opowiadał o powstawaniu płyty swojego pobocznego projektu Fusionator (ach, szkoda, że już więcej nic nie wydali), powiedział: “Wszyscy komponujemy. Oczywiście za wyjątkiem Szymona Linette, który gra na perkusji”. Fakt, niewielu jest kompozytorów - perkusistów w historii jazzu. Samemu na myśl przychodzą mi tylko takie nazwiska jak Art Blakey, Buddy Rich a wśród polskich - Andrzej Dąbrowski. W muzyce popularnej również chyba niewielu (Philu Collinsie - do Ciebie piję). Stanisław Aleksandrowicz jest więc pod tym względem wyjątkowy, komponując wyjątkową i różnorodną suitę jazzową pod nazwą “Teoria Względności”.


Stanisław Aleksandrowicz jest ciekawą postacią na polskiej scenie jazzowej. Jego pierwszym instrumentem na którym nauczył się grać były skrzypce, co chyba sporo wyjaśnia w kwestii mojego zaskoczenia jego umiejętnościami kompozycyjnymi. Na drugi instrument przerzucił się dopiero, gdy rozpoczynał studia muzyczne drugiego stopnia. Od tej pory rozpoczął serię zdobywania wielu prestiżowych stypendiów oraz brał udział w najznamienitszych festiwalach. Osobiście poznałem go jako członka równie ciekawego zespołu “Kwaśny Deszcz” w ramach zeszłorocznej Letniej Akademii Jazzu w Łodzi, który również stawiał w dużym aspekcie nacisk na free jazz.


Nazwanie muzyki granej przez jego solowy kwintet free jazzem, byłoby mimo wszystko sporym uproszczeniem. Perkusista skomponował swoje utwory podczas pisania pracy magisterskiej, gdzie, jak wspomina, miał spore pokłady czasu na rozmyślanie o filozofii i teorii względności właśnie. Dzieło Einsteina stało się dla niego inspiracją, dzięki której powstała przedmiotowa płyta. Kazał ją zresztą przeczytać wszystkim współpracującym instrumentalistom, aby jeszcze mocniej umocnić koncepcyjność albumu. Głównym tematem jest tutaj czas, który w tytułowej teorii jest względny i może być traktowany w tradycyjnym jego znaczeniu, ale również być rozciąganym w przestrzeni do granic możliwości.


Choć holistyczne podejście jest tutaj aż nad wyraz narzucane przez artystę, to koncepcja jest niestety dość trudna do rozgryzienia, co jest moim największym zarzutem wobec tego krążka. Słuchając poszczególnych części suity trudno odnieść wrażenie, że stanowią jedną, kompletną całość. Owszem, kompozycjom przyświeca idea mieszania różnych metrum, dopasowania ich do solisty danego utworu oraz późniejszego ich łączenia. Do pełni szczęścia zabrakło mi jednak jakiegoś wspólnego tematu w sferze melodycznej. Myślę, że taki zabieg mógłby zapewnić jeszcze większą spójność płyty. Poza tym, jest ona niemalże perfekcyjnie przemyślana i zagrana.


Zaangażowanie dwóch saksofonistów, sprawiających często wrażenie walczących ze sobą, to jeden z bardziej intrygujących pomysłów. Nierzadko grają w polirytmii, by później zgrabnie łączyć się ze sobą w tożsame metrum. O dziwo, ani przez chwilę nie uderza tutaj jakikolwiek chaos. Zresztą, to samo można powiedzieć o grze innych muzyków. Wszyscy brzmią jakby znali się i rozumieli od kilkudziesięciu lat. Zachwyca również zmyłka, gdzie niektóre kompozycje brzmią początkowo nieco “konserwatywnie”, by potem eksplodować we free-jazzowe szaleństwo.


Najbardziej słyszalny i dominujący nad innymi jest oczywiście lider Stanisław Aleksandrowicz. Perkusja jedynie “bywa” od grania rytmu, a przede wszystkim służy niemal do grania linii melodycznej, tworząc tym samym tożsamość każdego z utworów. Najfajniej oraz chyba najbardziej oryginalnie zagrał w czwartej części suity, zaskakujący przewodnią rolą werbla. Bardzo kreatywne użycie perkusji to bez wątpienia jedna z największych mocy tego longplayu.


Reasumując, Stanisław Aleksandrowicz Quintet dostarczył nam dzieło bardzo dobre oryginalne, aczkolwiek trudne w odbiorze. Nie nazwałbym tej płyty jednakże wybitną, gdyż brakowało tu jakiegoś bardziej wyraźnego motywu przewodniego, widocznego na pierwszy rzut oka, co uznaję za rzecz kluczową w przypadku koncepcyjności albumu. Niemniej, jeżeli słuchacz poświęci mu odpowiednią ilość uwagi, może odczuć ogromną satysfakcję po wgłębieniu się w jego strukturę.

UNLEASHED COOPERATION

8 Years

jazzpress_logo_fullcolor_transparent512.jpg

JAZZ PRESS 
JĘDRZEJ JANICKI

W cieniu scenicznych reflektorów, gdzieś zupełnie na uboczu i bez większego zainteresowania medialnego również rodzą się talenty. Nikt nie robi z nimi wywiadów, nie umieszcza w niezwykle prestiżowych i jakże ważnych corocznych podsumowaniach typu „nadzieja roku”, a muzyczni znawcy ich po prostu ignorują, wykazując się tym samym raz po raz swoją głęboką niekompetencją. A potem nagle w sposób zgoła cudowny wręcz okazuje się, że tego typu wykonawcy i zespoły nagrywają płyty nie gorsze (a być może i lepsze!) niż te nadęte oczekiwaniami „ekspertów” gwiazdy, gwiazdki i gwiazdeczki (bez nazwisk oczywiście). Przykładem zespołu, który w pełen gracji i elegancji sposób wychodzi właśnie ze strefy cienia, jest poznański kwintet Unleashed Cooperation.
Przez osiem lat zdarzyć się może naprawdę wiele, szmat czasu, jak powiedziałaby moja babcia, przez tyle lat to nawet diabłu łeb można ukręcić. Nie wiem, czy aż tak odważne przedsięwzięcia podejmowali panowie z Unleashed Cooperation, jednak przez ten czas w ich życiu zaszło na pewno wiele zmian, a oni sami dojrzeli – jako ludzie i jako artyści. Nie piszę o tym w przypływie egzystencjalnego natchnienia, lecz to właśnie owe różnorakie zmiany stały się inspiracją dla nagrania debiutanckiego albumu, który zatytułowany jest właśnie 8 Years. W warstwie kompozycyjnej prym wiedzie saksofonista Krzysztof Kuśmierek, jednak największe wrażenie wywarł na mnie pianista Patryk Matwiejczuk. Ten stosunkowo mało znany na polskiej scenie jazzowej muzyk gra w sposób pełen napięcia, a jego fraza, choć zbudowana raczej z dobrze znanych wszystkim dźwięków, dzięki specyficznemu „nerwowi” brzmi zaskakująco wręcz świeżo.
Ogromne słowa uznania należą się również sekcji rytmicznej, którą współtworzą znany chociażby ze znakomitego tria Kwaśny Deszcz perkusista Stanisław Aleksandrowicz oraz kontrabasista Flavio Gullotta, który grał zresztą również na autorskim debiucie Aleksandrowicza, zatytułowanym Teoria względności (recenzja – JazzPRESS nr 6/2022). Współpraca tych trzech muzyków (Matwiejczuka, Aleksandrowicza i Gullotty) wybrzmiewa po prostu doskonale. Poszczególne instrumenty wzajemnie się przeplatają i dopełniają, ukazują, jak prawdziwie zespołową robotą może być granie w jazzowym składzie.
Nieco, ale tylko nieco, słabiej wypadają soliści – wspomniany już saksofonista Krzysztof Kuśmierek oraz trębacz Patryk Rynkiewicz. Ich partie są oczywiście jak najbardziej poprawne i profesjonalnie zrealizowane, jednak pewna schematyczność słyszalna zwłaszcza we fragmentach solowych jest prawdopodobnie najsłabszym punktem tej naprawdę dobrej płyty.
Dobrze by było, gdyby 8 Years Unleashed Cooperation nie zginęło w zalewie lepiej marketingowo wypromowanych nagrań, bo na poziomie stricte muzycznym płyta ta broni się naprawdę dobrze. Jedyne, czego jej brakuje, to być może pewnego skrajnie charakterystycznego rysu, który stałby się swego rodzaju elementem odróżniającym ten właśnie zespół od innych. No i mieć mogę tylko nadzieję, że zmienne losy artystycznego świata nie pokrzyżują dalszej aktywności tego zespołu i że na następcę 8 Years nie przyjdzie nam czekać osiem długich lat.

logo jazzsoulpl - czarne-1.jpg

JAZZSOUL.PL

PRZEMO URBANIAK

Zespół tworzą Krzysztof Kuśmierek – saksofony, Patryk Rynkiewicz – trąbka, Patryk Matwiejczuk – fortepian, Flavio Gullotta – kontrabas oraz Stanisław Aleksandrowicz – perkusja, a towarzyszy im gościnnie Adam Kurek na puzonie. Od razu warto zaznaczyć, że Kuśmierek odgrywa tu znaczącą rolę zarówno jako kompozytor, spontaniczny pomysłodawca oprawy graficznej, do której jeszcze powrócę, jak i okazuje się najbardziej „niepokorny” w swojej ekspresji gry. Tytułowa, otwierająca kompozycja „8 Years” ma wszystko to o czym Panowie opowiadają przy okazji promocji albumu. Ma w sobie cały zestaw emocji i pokazuje muzyków jako indywidualistów, którzy znaleźli wspólną, muzyczną drogę. Jest to jednocześnie najtrudniejsza pozycja na tej płycie. Zawiła i nasycona dzikimi improwizacjami. Dalej jest dużo lżej, niekiedy bardzo melodyjnie, acz zachowane są zaskakujące zwroty harmoniczne i niespodziewane zmiany partii instrumentalnych. Posłuchajcie choćby „Krakatau”, a wszystko będzie już jasne. Mnie urzekają najbardziej sentymentalne „Hope” z wrażliwym, dźwięcznym kolorem trąbki, gdzie drgania przechodzą od niepokoju po ukojenie oraz „Składak”, mający niesamowitą energię fortepianu, wokoło którego rozgrywa się prawdziwa eksplozja charakterów, a który to jak dla mnie jest najbardziej radiową pozycją z płyty. 
W „Polanie” chwilami znaleźć można odniesienia do ludowizny, stanowczo kontrowane kolejnymi solo na trąbce co sprawia, że ten album ma subtelne znamiona world music. Ubogaca ten fakt także szata graficzna nawiązująca z kolei do afrykańskiego etno. Krzysiek Kuśmierek bowiem zaintrygował swoją kolorową marynarką na tyle, że zespół postanowić zaprosić do współpracy polską firmę Pole Pole, która sprzedaje odzież etyczną z różnych miejsc kontynentu afrykańskiego. Co prawda styl Unleashed Cooperation nie jest tak znacząco kolorowy, bo osadzony w europejskim, współczesnym jazzie, to zdecydowanie wzbudza wiele barw podczas odbioru. Po karkołomnym i dobitnym w skupieniu początku można się zasłuchać i oddać wyobraźni, którą tych pięciu muzyków prezentuje na swój sposób. Melodyjnie, gęsto, głośno. Mnie rusza!

KWAŚNY DESZCZ

Kwaśny Deszcz

Adam_Baruch_fot_Jarek_Rerych_2015.jpg

ADAM BARUCH

This is the debut album by the Polish Jazz trio Kwasny Deszcz comprising of saxophonist Kacper Krupa, bassist Piotr Cienkowski and drummer Stanislaw Aleksandrowicz. These musicians are also members of the Anomalia septet, hailing from the Poznan music scene. The album presents eleven original compositions, all co-composed by the trio members. 

The music, which although based on some sketchy melody lines, is mostly improvised, at times more Free Form oriented and in other instances quite well organized. It is clearly a part of the young Polish Jazz Avant-Garde movement, that is overflowing the local scene in the last decade and seems to be evolving and attracting new young arrivals in its ranks on a steady basis. 

In contrast to most Avant-Garde Jazz, which often is loud and aggressive, this music is remarkably minimalist and mostly very subdued, making each sound and note count. The spaces of silence between the sounds are as much important as the sounds themselves. The decision to offer many relatively short pieces rather that extended (and often repetitious and consequently boring) pieces works wonderfully and turns this album into a roller coaster ride, constantly changing intensity, tempi and sonorities. 

Although a saxophone trio format usually puts the horn in the center of attention, this trio manages to keep a wonderful balance between the instruments and gives plenty of opportunities to the bass and the drums to show off their, one must admit, remarkable skills, which compliment the superb saxophone parts on an equal footing. 

Overall this is an outstanding debut effort, which makes Polish Jazz Avant-Garde proud and proves than the idiom can be not only adventurous but also wonderfully beautiful, emotional and cerebral at the same time. Hats off!

Jazz-Forum-logo-e1485735536638.jpg

JAZZ FORUM
PIOTR WOJDAT

Wydawnictwo Multikulti już od prawie 25 lat cieszy nasze uszy kolejnymi znakomitymi wydawnictwami, a w tym roku dodatkowo zainaugurowało serię płytową Pozn­Avant. Mają się w niej ukazywać albumy projektów spoza głównego nurtu poznańskiej sceny muzycznej, które przykuwają uwagę kreatywnością twórczą i wyróżniają się pod względem estetycznym na tle reszty. Pierwszy z nich został już wydany. Był to projekt grupy Anomalia. Teraz przyszła kolej na debiutancki album tria Kwaśny Deszcz.

Zespół ten tworzą trzej członkowie septetu Anomalia. Oba zespoły nagrały jednak albumy, które można oczywiście postawić obok siebie na półce, ale pod względem muzycznym są swoimi przeciwieństwami. Kwaśny Deszcz na omawianej płycie gra zwięźle i, poza jednym czy dwoma wyjątkami, w obrębie stosunkowo krótkich form. Z dużą wprawą realizuje ideę swobodnej improwizacji, która w wydaniu poznaniaków jest jednak daleka od stereotypowego postrzegania awangardowego jazzu jako muzyki agresywnej i chaotycznej.

Kacper Krupa, Piotr Cienkowski i Stanisław Aleksandrowicz mają ten dar i umiejętności, by tworzyć utwory angażujące słuchacza od początku do końca. Aby to osiągnąć, nie stosują oczywistych rozwiązań, a raczej tonują emocje i przekazują je w wyrafinowany sposób. Mimo to, paradoksalnie nawet, paleta ekspresji w obrębie całego albumu jest szeroka. Kwaśny Deszcz doskonale odnajduje się w medytacyjnych i powolnych improwizacjach, gdzie każdy najdrobniejszy dźwięk odgrywa ważną rolę (Orange Sky). Innym razem opierają swoje zespołowe granie na kontrabasowym groovie (Chrząszcz gnojownik) lub podtrzymują niepokój i napięcie w utworze Uśmiech złodzieja.

Muzyka z wizją i charakterem – tak określiłbym to, czego mamy okazję posłuchać na pierwszej płycie Kwaśnego Deszczu. Poprzeczka już teraz została zawieszona wysoko. Ciekaw jestem, jakie będą dalsze kroki poznańskiego tria i jakie kolejne talenty odkryje Tomasz Konwent z Multikulti.

ANOMALIA

Anomalia

2171651d-b90d-4305-be14-53063e0bb364.file.jpeg

POLITYKA
BARTEK CHACIŃSKI

Zespół muzyków spoza krajowego panteonu, w którym jednak odnalazłem osobiście wiele elementów, jakich sam w jazzie poszukuję. Krzysztof Kuśmierek (saksofon sopranowy), Patryk Rynkiewicz (trąbka), Kacper Krupa (saksofon tenorowy), Adam Kurek (puzon), Fryderyk Szulgit (gitara),  Piotr Cienkowski (kontrabas) i Stanisław Aleksandrowicz (perkusja) to muzycy w większości – poza Szulgitem – na Polifonii nieopisywani. Bardziej niż każdy z osobna interesują mnie tu jednak wszyscy razem. Kupiłem  album Anomalii raczej dla długich pasaży granych przez cały zespół, dla wytwarzanego przez ten siedmioosobowy skład napięcia, no i dla paru bardzo mocnych tematów w kompozycjach demokratycznie podzielonych pomiędzy członków sekcji dętej i gitarzystę. Formy są długie, trochę się to momentami pogrąża w lekkim chaosie, w partiach solowych bywa lepsze lub gorsze, ale pozostawia świeże wrażenie poznańskiej odpowiedzi na Power Of The Horns o nieco bardziej rockowym charakterze, z cieniem Marca Ribota. Wszystko, włącznie z tymi odniesieniami do Chicago czy awangardowego Nowego Jorku, bardzo w nurcie poznańskiej wymiany kulturalnej. Takich anomalii to ja poproszę więcej, dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne nagrania. 

Najlepsze dla: tych, którzy już wiedzą, że rockowej świeżości powinni szukać w jazzie. 

bottom of page